Powidła czas zacząć!

Rolnicy na targu powiedzieli mi, że w tym roku trzeba się spieszyć z robieniem powideł śliwkowych.

No więc powtarzam wam: spieszcie się, bo plony węgierkowe nie są powalające i raczej nie ma sensu czekać na to, że ceny jakoś drastycznie spadną. Najlepszy sposób na powidła jaki znam, to wypiekanie – tak jak to robiły nasze prababki. Wkładam do kamiennego garnka wypestkowane owoce – pięciolitrowym garze zmieści się 3-3,5 kg śliwek, wystarczy dobrze upchać. Następnie wkładam garnek do piekarnika, nastawiam temperaturę na 220°C i piekę nieprzerwanie przez 3-4 godziny. Parę razy w międzyczasie trzeba powidła zamieszać. Następnego dnia dodaję 10-15 łyżek cukru, w zależności od tego, jak słodkie są śliwki (w tym roku można dać go trochę mniej) i piekę jeszcze przez półtorej godziny. Wychodzą z tego ze 4 słoiczki 330 ml czystej śliwkowej esencji – idealne do twarożku na śniadanie, idealne do wszystkich ciast. Bez tych powideł jesień się nie liczy!