Liana Gamcemlidze, dyrygentka w kuchni

Drukuj
zdj. AKPA
- Niczego nie poświęciłam - mówi Liana Gamcemlidze, gruzińska pianistka i dyrygentka, która w Polsce prowadzi dwie restauracje. - Zamiast być akompaniatorką za dwa dolary miesięcznie, gotuję w Polsce smaczne jedzenie i propaguję gruzińską, kuchnię, kulturę i styl życia. Dzięki temu moja rodzina ma zapewniony byt i spokój. Czy można to nazwać poświęceniem? Może byłabym gorszą pianistką niż jestem kucharką? – pyta ze śmiechem.

Liana gra na pianinie dla siebie. Jedni chodzą na siłownię albo na basen, inni czytają gazety a Liana, kiedy chce odpocząć i doładować akumulatory gra. Na co dzień czas wypełnia jej gotowanie i prowadzenie gruzińskiej restauracji w podwarszawskim Piasecznie i drugiej, na Ursynowie. Teraz gotuje też do warszawskiej restauracji Magdy Gessler Masz Gulasz, gdzie przez całe lato trwa festiwal kuchni gruzińskiej. Ale od innych kucharek odróżnia ją to, że w kuchni jest wirtuozem. Potrawy przez nią przygotowane są jak podróż do egzotycznej, przyjaznej krainy. Wszystko jest nowe, inne, zaskakujące i zachwycające jednocześnie. Bo Liana ze swojego kraju dzieciństwa przenosi na polski stół, tylko to co najlepsze. Smak, szczodrość, rodzinność.

Gruzini są mistrzami życia towarzyskiego i wspaniałych wielodniowych uczt. Dla Gruzina każda okazja jest dobra, żeby poczęstować gości smakowitym jedzeniem i domowym winem. Idea porcji jest mu obca i niepojęta. Stół ma się uginać od potraw, a każdy z gości może nabrać na swój talerz tyle ile ma ochotę zjeść. Pan domu zabawia biesiadników rozmową, wznosi długie toasty (na tyle długie, żeby między jednym a drugim zdążyli wytrzeźwieć) i opowiada anegdoty. W tym czasie, w kuchni, kobiety przygotowują tony przepysznych potraw. „To była moja szkoła gastronomiczna od czasu jak tylko wyszłam za mąż, czyli od 17 roku życia – wspomina Liana. Nigdy nie nagotowałam się tyle, co na te rodzinne niekończące się przyjęcia. Rano chodziłam na studia, potem razem z innymi kobietami gotowałyśmy dla przyjaciół, rodziny i znajomych odwiedzających dom mojego wspaniałego teścia. Przy stole często bywało kilkadziesiąt osób”. Kiedy po studiach Liana poszła do pracy jako muzyk w szkole baletowej, zarabiała miesięcznie 2 dolary. Jej mąż David, pracując w agencji reklamowej - może ze dwa razy więcej. Był początek lat 90-tych, w Gruzji skończyła się wojna, rodzina Davida i Liany popadła w tarapaty. „Nie mieliśmy z czego żyć, wspomina – desperacja doprowadziła nas do myśli o emigracji. Postanowiliśmy z mężem, że weźmiemy naszego małego syna i pojedziemy szukać szczęścia w Polsce. Przyjechaliśmy tu z przysłowiową jedną torbą. Pracowaliśmy w stu miejscach, żeby się utrzymać. Ja mam taki charakter, że im jest trudniej, tym szybciej staram się opanować sytuację. Jestem trochę jak taka rosyjska zabawka Wańka-wstańka. Przewracam się i natychmiast wstaję do pionu. I tu w Polsce, podobnie jak w Gruzji, nasz dom był otwarty, zawsze pełen przyjaciół. Ja, podobnie jak u siebie, cały wolny czas gotowałam. Gości przychodziło coraz więcej. W końcu wpadliśmy z mężem na pomysł, żeby otworzyć restaurację. Ja znam się na kuchni i mam niespożytą energię, mąż zna się na winach i jest niezrównanym tamadą, czyli kimś na kształt polskiego wodzireja. Nikt tak jak on nie potrafi zajmująco zabawiać gości. Wszyscy go kochają. Jest dobry, serdeczny, mądry, szczodry i kocha ludzi. No i tak powstała restauracja w Piasecznie – wspomina Liana.

Kuchnia gruzińska opiera się na najlepszej jakości produkcie. Tak naprawdę, przygotowując dania, trzeba go tylko nie zepsuć. Liana gotuje wg tradycyjnych receptur jakich nauczyła ją mama, teściowa, babcia, ciocie. „Robię to co one, tylko ze zdobyciem produktów mam trochę większy problem – mówi z przesadną chyba skromnością. Bo Piaseczyńska restauracja szybko stała się kultowa, w równym stopniu dzięki towarzyskim umiejętnościom Davida, co ze względu na smak potraw Liany. Kolejną, małą restauracyjkę otworzyli nad sklepem z mołdawskimi winami na Ursynowie. Ale nikt tam nie przychodził. „To była finansowa katastrofa. W Piasecznie tłumy zadowolonych gości, a na Ursynowie nikogo… Już mieliśmy zamknąć knajpkę, kiedy zgłosiła się do nas pani z Kuchennych Rewolucji. To było zrządzenie losu. Bałam się oczywiście, że popadnę w jakiś potworny konflikt z Magdą Gessler, bo jak to mówi mój mąż: jeżeli Magda ma dwa jaja, to ja mam cztery, ale zamiast konfliktów przyszła wielka przyjaźń” – wspomina Liana. Teraz na Ursynowie jest mnóstwo gości, którzy podobnie jak w Piasecznie mogą skosztować gruzińskiego jedzenia i cieszyć się szczodrą serdecznością Liany, jej męża i rodziny. A kto ma szczęście, to może uda mu się posłuchać walca Fryderyka Chopina w wykonaniu pianistki Liany Gamcemlidze.

Maryla Musidłowska