Cytrynowy raj

Drukuj
zdj. shutterstock
Uwielbiam cytryny. Ich magiczny kształt, zapach i smak. Dla mnie to zjawiskowy owoc.

Niedawno w Toronto w pewnym włoskim sklepie moim oczom ukazał się cytrynowy raj. Dwanaście różnych rodzajów, różne kształty i wielkości. Moje zaskoczenie było tak ogromne, że kupiłam po trochu z każdego rodzaju. Największą sensację wzbudził owoc o długości 35 cm, piękny, pofałdowany, obłędnie aromatyczny. Gdy przyniosłam go do domu wszyscy wyrywali go sobie z rąk, żeby go dotykać, przytulać i wąchać. W końcu udało mi się ją przekroić i zrozumiałam jej sens. W trzydziestu pięciu centymetrach owocu cytryny było tyle co w małej lemonce. Cudowna, gruba, aromatyczna skórka ale miąższu jak na lekarstwo. Tych mamucich cytryn używa się do przyrządzania niezwykle aromatycznego naparu. Żółtą skórkę zlewa się wrzątkiem, tworząc w ten sposób absolutnie czyszczący eliksir, wstrzymujący wszelkie dolegliwości żołądkowe. Gdy dopadnie nas afrykańskie zło, zwane klątwą Faraona a nie mamy pod ręką szybko działającego lekarstwa, wtedy nie ma lepszego środka na powstrzymanie niekomfortowej reakcji naszego układu pokarmowego. Taki cytrynowy napar ma smak i zapach wprost niemożliwy do opisania. To jakby pić słońce prosto z kubka. Oczywiście nie ma on najmniejszego sensu, gdy napar tworzymy z cytryn przesyconych pestycydami. Jakikolwiek napój na bazie takich owoców odstraszy nas zapachem na kilometr. Również ciasta przygotowane na bazie nasączonych konserwantami cytryn są zwykłym barbarzyństwem.

Magda Gessler