Pomidorowa bitwa

Drukuj
zdj. shutterstock
W ostatnią środę sierpnia podczas dorocznej fiesty na cześć patrona Buñol, odbywa się w mieście zacięta bitwa. Ulice spływają czerwienią... Soku pomidorowego! Tomatina należy do najbardziej oczekiwanych wydarzeń hiszpańskiego lata.

Nikt już dobrze nie pamięta dlaczego w 1945 roku, podczas tradycyjnej fiesty młodzież obrzuciła policję w Buñol warzywami. Natomiast zapewne dlatego, że na ciemnych uniformach szczególnie efektownie prezentowały się pomidory, rok później młodzi ludzie przybyli z własnymi zapasami „amunicji”. Dzięki temu nie musieli niczego zabierać ze straganów. Ba, historia powtarzała się podczas kolejnych świąt i nic nie pomagały aresztowania uczestników na początku lat 50. Co więcej, bitwie sekundowali z roku na rok z coraz większym entuzjazmem zarówno mieszkańcy jak i goście. Ojcowie miasta poddali się i zamiast walczyć z nowym obyczajem postanowili go usankcjonować. Miało to miejsce w 1957 roku. Od 1980 miasto jest fundatorem amunicji, a zwiększanie jej kontyngentu wzmaga jedynie popularność pomidorowej bitwy. Tak więc, obok tradycyjnej parady gigantes y cabezudos, jak nazywa się stylizowane wielkogłowe postacie, za które przebierają się uczestnicy, fiestę uświetnia dziś Tomatina. Na długo przed bitwą emocje budzi dojrzewanie pomidorów. Za amunicję służą owoce taniej odmiany pozbawionej walorów smakowych, ale soczystych i bardzo czerwonych, uprawianych na plantacjach warzywnego zagłębia Hiszpanii - Estremadury. Wieczorem, w przeddzień bitwy, osłania się płóciennymi płachtami elewacje domów i balkony. Na bitwę dostarczanych jest teraz 120 tysięcy ton pomidorów. W sumie nie tak wiele, zważywszy, że bierze w niej udział, a przynajmniej sekunduje uczestnikom nawet 40 tys. ludzi. Wszystko zaczyna się o 10.00. Od wspinaczki na namydlony słup, na którego szczycie umieszcza się słynną hiszpańską szynkę. Staraniom śmiałków towarzyszą zachęty z tłumu. Niepowodzenia są wygwizdywane, a triumf staje się hasłem do walki. Potem lecą pomidory (rozgniatane przed rzutem obowiązkowo w dłoniach żeby nie uderzyć kogoś zbyt mocno). Odziera się też przeciwników z t-shirtów. A walczy każdy z każdym, i na ulicach robi się czerwono. Gdy padną 2 armatnie wystrzały bitwa się kończy. Uczestnicy myją się ogrodowymi wężami na ulicach, w czym pomagają widzowie, tym chętniej, że kobiety i mężczyźni są bez koszulek.

Paweł Wroński

INFO