Rzymskie winnice nad Renem

Drukuj
zdj. materiały prasowe
Odnaleźli je archeologowie. W Ungstein. Otaczały bogatą patrycjuszowską willę. A o uprawie świadczyło nie tylko ukształtowanie terenu i skład roślin, ale również znalezione pestki winogron, urządzenia do tłoczenia i naczynia do przechowywania wina. Piwnice i ceramiczne kartery.

A że Nadrenia Palatynat to po dziś dzień rozległa winiarska kraina, grupa miłośników szlachetnego trunku reaktywowała starożytną winnicę. Zasadzono nawet możliwie najbardziej archaiczne szczepy. I tak jak przed wiekami, wzrok niesie dziś poza zachowany fragment kolumnady, ku rzędom winorośli. Ba, każdego roku jesienią, winobranie w Ungstein kończy się tłoczeniem wina. Członkowie stowarzyszenia przywdziewają białe togi i depczą grona w wielkiej drewnianej kadzi. Sok poddaje się fermentacji. A gdy winifikacja dobiega końca trunek trafia do butelek. I czeka rok, na degustację „rzymskiego” wina, należącą do żelaznych punktów programu wielkiego jesiennego festiwalu winiarskiego w pobliskim Bad Durkheim.

Czy „rzymskie” wino jest smaczne? Rzecz gustu. Jak każda ciekawostka trunek ma jednak inne, być może nawet cenniejsze od smaku i bukietu, zalety. Choćby taką, że jest namacalnym dowodem podejrzeń, iż trunki pite przez starożytnych nie znalazłyby wielu miłośników w czasach współczesnych.