Włoski Tyrol z dziećmi

Drukuj
zdj. M. Musidłowska
Jeśli ktoś nie zaplanował jeszcze szczegółów rodzinnych wakacji a nieopatrznie obiecał dzieciom, że w tym roku pojadą do Legolandu, to mam dla niego fantastyczna propozycję! Najpierw plastikowe szaleństwo pod Monachium a potem najcudowniejsze wakacje w agroturystykach Górnej Adygi czyli magiczne lato w Tyrolu.

Niemiecki Legoland znajduje się w bawarskim mieście Günzburg, bezpośrednio przy trasie A8, około godziny drogi od Monachium. Na wycieczkę najlepiej pojechać samochodem. Z Warszawy można wybrać trasę ciekawszą i trochę dłuższą: przez Wrocław, Hradec Kralove, Pragę i Nurnberg (trasa A6) albo krótszą: przez Poznań i omijając Berlin, autostradą prosto do Legolandu. Ja na pewno jechałabym przez Czechy, bo i taniej i pięknie i kocham Czechy.

Kto się nie spieszy może przy okazji zwiedzić Pragę i Hradec Kralove. Warto tak zaplanować podróż, żeby zanocować w Czechach przed granicą, np. w pięknym Czeskim Lesie lub przygranicznym Rozvadovie. Przewodnik po atrakcjach regionu można znaleźć tu: http://old.czechtourism.cz/didakticke-podklady/2-turisticky-potencial-regionu/turisticky-region-plzensko-a-cesky-les/ Nie skupiam się na nich, bo to przecież podróż do Legolandu i agro eko wyżerkę do górzystego regionu Włoch, w którym wszyscy mówią po włosku i niemiecku a rdzenna ludność w ginącym retroromańskim języku ladyńskim, który wydaje mi się niepodobny do żadnego znanego języka. A właściwie przypomina mi węgierski. Ale to przecież niemożliwe…

Jeden dzień w Legolandzie

Z Rozvadova do Legolandu są już tylko trzy godziny jazdy wygodną niemiecką autostradą. W sierpniu Legoland czynny jest od 10 do ósmej wieczór, a drugiego i dziewiątego sierpnia do 22. Bilety warto, a nawet trzeba kupić przez internet, żeby na miejscu nie marnować czasu na stanie w dodatkowej kolejce, bo i tak nie ominą nas kolejki do największych atrakcji klockowego miasteczka. Najbardziej opłacalne są bilety rodzinne. Kupisz je tu: https://secure.legoland.de/webapp/wcs/stores/servlet/CategoryDisplay?categoryId=40601&catalogId=24051&storeId=10663&langId=-1

Moim zdaniem jeden dzień w Legolandzie spędzony od 10 do 20 czy 22 całkowicie zaspokoi potrzebę obcowania z klockami. To prawda, że dzieci będą chciały zostać tu na całe życie ale dorośli z pewną ulgą opuszczą kompaktowy raj pasujących do siebie elementów żeby odetchnąć od nadmiaru wrażeń podczas trzygodzinnej podróży do położonego w Dolomitach Południowego Tyrolu, który jak to piszą w prospektach, łączy austriacką solidność z włoską radością życia…

Mekka dla kolekcjonerów gwiazdek

I teraz dopiero zacznie się prawdziwa przygoda. Nie tylko kulinarna, choć trzeba wiedzieć, że Południowy Tyrol ma największe zagęszczenie najlepszych restauracji w całych Włoszech. W tym roku 20 regionalnych restauracji zostało oznaczonych 23 gwiazdkami przewodnika Michelin. Ich listę i linki do rezerwacji znajdziecie tu http://www.suedtirol.info/pl/Jak-spedzac-czas/Co-zjesc-i-wypic/artikel/c310f72a-ac51-4a9e-b416-af2299456ab4/Poludniowy-Tyrol-krolem-gwiazdek-Michelin.html

Ale moim zdaniem nie ma co dręczyć dzieci wizytami w luksusowych restauracjach. Tę przyjemność zarezerwujmy sobie na romantyczną eskapadę w rocznicę ślubu. Podczas wycieczki z dziećmi najlepiej jest poruszać się szlakiem czerwonego koguta (http://www.redrooster.it/).
Red Rooster, Roter Hahn, czy Gallo Rosso to różne nazwy organizacji zrzeszającej 1700 farmerów z ekologicznych gospodarstw, gospód i agroturystyk, z których większość ma przygotowane dla dzieci specjalne atrakcje. Jestem pewna, że pobyt i „praca” na farmie żywcem wyjętej z kart „Dzieci z Bullerbyn” może stać się dla dzieci większą atrakcją niż Legoland. Nie da się wydoić plastikowej krowy ani zrobić z klocków mięciutkiej, pysznej mozzarelli.

Szlakiem czerwonego koguta
Nie sposób odwiedzić wszystkich 1700 gospodarstw Red Roostera. Ale na stronie www.redrooster.it można wybrać najbardziej odpowiadającą nam farmę i zarezerwować na niej pobyt. Wszystkie gospodarstwa i gospody są dobrze opisane, obfotografowane i oznaczone. Z małymi dziećmi lepiej zakotwiczyć w jednym miejscu, najlepiej na farmie, która prowadzi zajęcia dla dzieci. Gdybym sama była dzieckiem to chciałabym zostać na zawsze na farmie Gönnerhof w Perca blisko Kronplatz. www.goennerhof.eu

Mozzarella własnej roboty
Pal sześć widok, bo w końcu widoków w Południowym Tyrolu nie brakuje, ale gdzie znajdziesz huśtawki powieszone tak, że można się bujać na nich podziwiając widok z lotu ptaka? Ziuuu i lecisz nad przepaścią z widokiem na Alpy, i jakby zeskoczyć z tej huśtawki to wylądujesz okrakiem na szczycie, po drugiej stronie doliny. Ziuuu… To tylko złudzenie, bo huśtawka nie wisi na skraju przepaści tylko na brzegu trawiastego zbocza i nawet gdyby z niej spaść to ląduje się miękko w trawie i krzakach wśród pasących się krów. Bardziej stacjonarną przyjemnością w gospodarstwie, które po raz pierwszy zapisano w lokalnych annałach w 1433 roku, jest stół postawiony pod starymi owocowymi drzewami w ogrodzie. A na tym stole smakołyki. Soki i dżemy z tutejszych owoców, syropy z melisy i bzu, świeże mleko, sery z mleka krów, tych które pasą się w zasięgu wzroku, ręcznie robiona mozarella, chleb pieczony po sąsiedzku, pomidory z krzaków w przydomowym ogródku. Pachnie mlekiem i smażoną konfiturą. Dzieci czują się tu jak w niebie, bo mogą samodzielnie opiekować się zwierzętami, dbać o rośliny w ogrodzie, przygotowywać sery. Rytm dnia wyznaczają prace w gospodarstwie. Pojenie zwierząt, wyprowadzanie na pastwisko, dojenie, zaganianie do obory.

Rosi Steiner, gospodyni w Gönnerhof, codziennie przygotowuje z dziećmi mozzarellę ze świeżego mleka. Kulinarnie zaawansowani dorośli oddają się tu pasji gotowania i robienia przetworów z produktów z Gönnerhof lub od innych farmerów, które kupują, zwiedzając przy okazji okoliczne gospodarstwa. Agroturystyka w południowym Tyrolu ma zdecydowanie smakoszowski charakter. Gdzie by się nie ruszyć (nawet z dziećmi) trafia się na jedzenie, do którego tęskni się potem przez cały rok.

Po chleb do Roberta
Farma Roberta Gurndina położona na wysokości 1400 m w Unich koło Aldein, jest tylko godzinę drogi od Gönnerhof. http://www.redrooster.it/en/quality-products/product-search/detail/contact/unichhof-aldein+4465.html

Znajduje się na absolutnym odludziu, na skraju (wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO) Wielkiego Kanionu Południowego Tyrolu. I tu widok jest obezwładniający. Obok huśtawki i domku dla dzieci, Robert postawił w ogrodzie batut. Hooop, i jestem prawie tak wysoko jak szczyt góry… Hooop i wracam na ziemię. W gospodarstwie Roberta na gości czekają całkowicie niezależne apartamenty z przeszklonymi pokojami. Leniwi turyści albo zapracowani pisarze mogą podziwiać panoramę gór nie wychodząc z pokojów. Ale nawet największego leniwca czy najbardziej harującego pisarza wykurzy z mieszkania zapach pieczonego chleba. Raz w tygodniu, w czwartek, Robert rozpala piec i przygotowuje tradycyjne okrągłe bochenki ciemnego chleba na zamówienie okolicznych gospodarzy. Mąkę miele we własnym młynie, ziarno pochodzi z własnych pól. W sklepiku przy gospodarstwie można kupić soki, nalewki i dżemy robione przez ciotkę Roberta. Dzieci uwielbiają towarzyszyć jej przy smażeniu konfitur czy pieczeniu ciast. Marmolada z derenia, który przywiozłam ze sobą od Roberta ma smak różano-czereśniowy, lekko cierpki, idealny do serów. Szukam teraz dereniowych krzaków, żeby jesienią własnoręcznie zrobić kilka słoiczków dżemu z tych czerwonych podłużnych śliweczek.  

Karczma pod srebrzystą górą
Kto ma nieco starsze pociechy może wybrać się z nimi na rowerową eskapadę. Południowy Tyrol słynie z tras rowerowych i szlaków dla pieszych wędrówek. Na szlaku turystyki pieszo-rowerowej znajduje się genialna karczma Zmailer Hof w Schennie, pół godziny jazdy samochodem z gospodarstwa Roberta. http://www.roterhahn.it/de/baeuerliche-schankbetriebe/toerggelen-suedtirol/hofdetail/zmailer-hof-schenna+3697.html

Gdybyśmy chcieli pójść do Zmailer Hof pieszo, to dzielące nas 32 km pokonamy w 6,5 godziny. Nie polecam. Przyjemny natomiast jest 1,5 godzinny marsz od dolnej stacji kolejki linowej Ilfinger lub trasa z Verdins w kierunku Valplatz. Po dziewięćdziesięcio minutowym wysiłku z rozkoszą zjemy solidną porcję sałaty z knedlami, cieniutko pokrojone plasterki mięsa z ziemniaczaną sałatką a na deser porcję cesarskiego omletu. Zmailer Hof jest starym gospodarstwem. W rodzinie Johanna Thalera jest ponad 200 lat. Piękny tradycyjny budynek ozdobiony starymi freskami nie został zeszpecony żadnymi współczesnymi dekoracjami. W białych, prostych doniczkach stoją polne kwiaty. Drewno starych stołów i zydli jest wyszorowane i matowe. Niezeszpecone lakierem. Jednym nowoczesnym miejscem jest kuchnia, ale i tu obok gazowej kuchenki stoi wielka, tradycyjna kuchnia z fajerkami. Gospoda czynna jest od marca do końca listopada. Gotują mama z córkami. Jak mówią postanowiły prowadzić gospodę, żeby zużywać produkty ze swojego gospodarstwa. Mają własne mleko, sery, jaja, warzywa, owoce, mąkę, nalewki, soki. Mój ulubiony sok z kwiatów czarnego bzu smakuje tu jak nigdzie indziej. Może dlatego, że jest przygotowywany na miejscu? Z tarasu Zmailer Hoff widać całą dolinę Merano, miasto i zamki z których słynie okolica. Za gospodą ciągnie się szlak wędrowny wiodący przez gęsto zalesione zbocza góry z kamienia mieniącego się w słońcu srebrnymi i złotymi drobinkami. Chętnie zostałabym tu na dłużej. Przez sześć dni w tygodniu pracowałabym w kuchni, a w piątki, kiedy gospoda jest nieczynna, snułabym się po ścieżkach magicznej srebrnej góry, w której szczelinach mieszkają białe jednorożce a gęste lasy dają schronienie czarownicom.

Strudel Anne Marie

Zmailer Hof nie jest jedyną gospodą Południowego Tyrolu, w której chciałabym terminować. Pół godziny jazdy samochodem od Gönnerhof w miejscowości Cians, której nie ma na mapach google, mieści się gospoda Lüch de Survisc. www.redrooster.it/en/farm-bars/eat-good-suedtirol/detail/luech-de-survisc-wengen+4352.html

Nie wierzcie goglom, byłam tam, jadłam i jestem pewna, że przy pomocy lokalnych przewodników i mapy zamieszczonej na stronie redroostera traficie do Anne Marie Valazza. Przedtem trzeba jednak do niej zadzwonić. Miejsce położone 1475 m n.p.m. jest na tyle odludne, że trafiają tu tylko zdeterminowani smakosze. Ale nawet jeśli zapomnicie zapowiedzieć się u Anne Marie, to jestem prawie pewna, że ktoś inny zrobił to przed Wami i też dostaniecie coś do zjedzenia. Stary, piękny budynek gospody jest w rodzinie Valazza, podobnie jak Zmailer Hof w rodzinie Thalerów, od ponad 200 lat. W restauracji wiszą zdjęcia z końca XIX wieku, z których spoglądają antenaci rodu Vallazza. Honorowe miejsce zajmuje portret Andreasa Hofera, narodowego bohatera Tyrolu, szynkarza i handlarza bydłem, który w czasach napoleońskich poprowadził powstanie przeciwko Bawarczykom i Francuzom. Tradycja walki o autonomię regionu jest tu bardzo silna. Ostatnie potyczki prowadzono jeszcze w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Portrety Andreasa Hofera wiszą w każdym szanującym się domu.

W Lüch de Survisc Anne Marie Valazza gotuje wyłącznie z lokalnych produkty. Poza oliwą i kilkoma nalewkami nie podaje niczego, czego by nie wyprodukowali z mężem w swoim gospodarstwie. Speck „z komina” zrobiony ze swojskich świnek, którym poczęstowała mnie Anne Marie stał się dla mnie speckowym „wzorcem z Sevres”. Pokrojony na małe niezbyt cienkie kawałeczki, odpowiednio wysuszony i dojrzały, podwędzony, dzięki czemu tłuszcz nabrał intensywności smaku. Po prostu speck ideał. Przy okazji: jeżeli zamówicie w Tyrolu domowej roboty speck to nie odkrawajcie z niego tłuszczu, bo to w nim właśnie jest najwięcej smaku. Będąc u Anne Marie zamówcie koniecznie tutres, czyli pszenno-żytnie pierożki faszerowane i smażone na głębokim tłuszczu jak faworki. I podobnie do faworków kruche. Uważajcie na strudel! Ten pieczony w Lüch de Survisc w cieniutkim listkowanym cieście z własnej mąki i masła, ze słodko kwaśnym, soczysto karmelowym nadzieniem z jabłek z przydomowego sadu z dodatkiem piniowych orzeszków sprawia, że potem już żaden strudel nie smakuje tak jak powinien…

Wino spod Kociego Kamienia

Trzecią gospodą w której chciałabym szlifować swoje umiejętności kulinarne byłby Rauthof na obrośniętym winoroślami stoku pod Merano. http://www.roterhahn.it/de/baeuerliche-schankbetriebe/toerggelen-suedtirol/hofdetail/rauthof-meran+4260.html

Gospoda położona blisko przepięknego zamku Katzenstein (Koci kamień) i znajduje się na szlaku rowerowym z Merano wiodącym wokół posiadłości zamkowych. Jeśli w trakcie eskapady złapie was deszcz, jak to miało miejsce w moim przypadku, lepiej resztę dnia spędzić w Rauthof. Idąc z tarasu, z którego rozpościera się widok na dolinę Merano, do sali jadalnej, z otwartą kuchnią pełną smakowitych aromatów, nie grozi nam poślizgnięcie się. A na mokrym stoku tak! No chyba, że przesadzicie w Rauthof z winem. O to jest łatwo, bo gospodarze tłoczą własne, absolutnie genialne białe wina. Próbowałam Gewürztraminera i domowego Muskatellera o słodko pieprzowym smaku i oba chciałam natychmiast kupić do domu. Niestety, wino jest produkowane wyłącznie na użytek gospody. Ale jako że byłam na rowerze i nie mogłam przesadzać z piciem na miejscu, uparłam się żeby kupić butelkę domowego wina na potem… Tym sposobem udało mi się poczęstować niezwykłym winem z Rauthof moją całkowicie pełnoletnią córkę. A jeżeli macie córki małoletnie lub całkiem małe, to w Rauthof mieszka chłopczyk, z którym z pewnością będzie mogła bawić się w podchody i poszukiwanie skarbów. Jak wiadomo dzieci nie mają problemów językowych. Zawsze się ze sobą dogadają.

Podczas tygodniowego pobytu w Południowym Tyrolu, o którym mówi się nie tylko, że łączy austriacką solidność z włoską radością życia, ale też że jest najtańszym regionem Alpejskim, zwiedziłam 14 farm i gospód. Wszędzie było to coś, co sprawiało, że chcę tam wrócić jeszcze raz. Szczegółowych informacji o Południowo Tyrolskich agroturystykach znajdziecie na stronie redrooster.it lub dzwoniąc do pani Klaudii Madejskiej, która udziela informacji w języku polskim (tel. +48 728 418 450).

Maryla Musidłowska