Pieśń o białym winie

Drukuj
zdj. Paweł Wroński
Mełnik, najmniejsze bodaj miasto Bułgarii, leży na południowym skłonie wyniosłego Pirinu, nieopodal granicy z Grecją, otoczone Mełniszkimi Piramidami, rzeźbionymi fantazyjnie przez wiatr i wodę.

Atmosferę miasteczka tworzy mieszanina tradycji greckich, macedońskich i bułgarskich, przyprawiona 500-letnią domieszką wpływów tureckich. W zabudowie dominują pobielone, zbudowane z drewna i kamieni kyszty, jak się tutaj mówi na domy. Tłoczą się na modłę śródziemnomorską, ale także z powodów praktycznych. W niewielkiej bowiem, otoczonej górami kotlinie, jest po prostu niewiele miejsca. Tym bardziej, że zbocza Mełniszkich Piramid, zbudowanych z luźno związanych drobnoziarnistych piaskowców, osuwają się podczas wiosennych roztopów i po niemal każdej ulewie. Zabudowania oddalają się więc od nich jak tylko się da, skupiają nad potokiem. Krótka, główna ulica tworzy handlowo gastronomiczny deptak. Mnóstwo przy niej tradycyjnych restauracji, zwanych z turecka mechanami oraz sklepików i straganów z miejscowymi wyrobami. Głównie z winem. Bo szlachetny trunek jest najważniejszym obok atmosfery i scenerii atutem miasteczka. Sławę przyniósł Mełnikowi lokalny szczep zwany Siroką Mełniszką Lozą. Bardzo stary wywodzący się zapewne z Tracji, a więc dzisiejszej Rumunii. Okrągłe i soczyste grona uzyskują mocną niebiesko-czarną barwę dopiero dość późną jesienią. Mają przy tym grubą żylastą skórkę, która nadaje winu ciemnoczerwoną barwę. Trunek jest owocowy w smaku i aromacie, pełen i ciężki, ale orzeźwiająco świeży. Smakosze zachwycają się tym długo leżakującym. W domowym zaciszu pije się raczej świeże, młode wino. Podobnie w restauracjach, gdzie podają je w karafkach. Pasuje znakomicie do powszechnych w tym bałkańskim kraju grillowanych mięs i warzyw. Do Mełnika przyjeżdżali już w czasach socjalistycznych goście z dalekich stron, z zachodniej Europy, z USA. Kosztowali wina i wędrowali do pobliskiego Rożeńskiego Monastyru, by podziwiać tamtejsze ikony i freski. Nic więc dziwnego, że na etykietach mełnickich trunków od dawna już używa się łacińskiego alfabetu. Ba, na wielu butelkach widnieje konterfekt Winstona Churchilla. Legendarny polityk uchyla kordialnie melonika, a żeby nie było wątpliwości jest podpisany. - Wino Churchilla?! - spytałem kiedyś Mitko Szestaka, winiarza, który trzyma swoje beczułki w naturalnej piaskowcowej grocie u stóp starego bojarskiego zamku. - Czy on tu kiedyś był? - Ależ skąd - odpowiedział z rozbrajającą szczerością. - Ale każdy go rozpoznaje i wino świetnie się sprzedaje. Od Mitko usłyszałem też najkrótszy wykład na temat miejscowej kultury winiarskiej. - U nas jest wiele pieśni o winie - mówił. - I niemal wszystkie o czerwonym. Tylko jedna jest o białym - dodał i zaintonował: „Ech wino, białe wino, dlaczegoś ty nie czerwone...

Paweł Wroński