Wegetarianie są wśród nas

Drukuj
zdj. shutterstock
W związku z dniem wegetarian znów, jak co roku, rozgorzeją spory wokół pytania: jeść mięso czy też go nie jeść.

Nie zabierając głosu w sprawie tego, co powinni lub czego nie powinni jeść inni, mogę opowiedzieć o sobie. Jeśli to kogoś interesuje… było tak…

Przestałam jeść mięso będąc na studiach. Przestałam, bo uświadomiłam sobie, że osobiście nie potrafię zabić żadnego zwierzęcia, więc „w naturze” pokarm ten jest dla mnie niedostępny. I żadne tłumaczenie, że zabijają inni, nie przekonuje mnie, gdyż zabijają niejako w moim imieniu. Wiem, że gdyby podszedł do mnie ktoś z żywym zwierzęciem i zapytał, czy chcę żeby je zabił, żebym je mogła zjeść, powiedziałabym, że nie chcę. Jestem też pewna, że gdybym była wystarczająco głodna i nie miałabym wyboru potrafiłabym zabić. Ale nie jestem.

Nie jadłam już mięsa od 10 lat, gdy wybrałam się do Berlina jeszcze wówczas Zachodniego. Upojona wycieczką i niezwykłym pięknem miasta zjadłam kultowa potrawę – kebaba. Pierwszy raz w życiu! Nie całego - pół. W nocy wróciłam do Warszawy. Następnego dnia z pracy zabrało mnie pogotowie. Zapalenie trzustki. Pani doktor na pogotowiu, gdy opowiedziałam jej co mnie do niej sprowadza, złapała się za głowę i nawrzeszczała na mnie. „Po 10 latach! Kebaba! – Chyba pani zwariowała…” To była normalna kobieta, nie – za przeproszeniem – wegetarianka.

Teraz czasami jem mięso. Nie tyle z potrzeby, co ze wstrętu do każdej formy ortodoksji i wyniesionej z młodości nieodpartej niechęci do wszystkiego - prawie - co kończy się na –izm.

Monika Węgrzyn

Zobacz przykładowe przepisy na dania wegetariańskie

Sałata z gruszkami i serem

Sałatka z gruszkami i serem

Zapiekane plastry bakłażana

Zapiekane plastry bakłażana

Zielony krupnik

Zielony krupnik