Wino świętej cierpliwości

Drukuj
Vin Santo to legendarne, wywodzące się z Toskanii wino o niebiańskiej wprost słodyczy. Od winiarzy, którzy je robią, wymaga jednak świętej cierpliwości.

Włoskim obyczajem, Vin Santo pije się zagryzając migdałowymi ciasteczkami cantucci. A że są twarde, przed każdym kęsem zanurza się je w winie. W Toskanii tego typu trunek wyrabiano już w średniowieczu ze słodkich szczepów Trebbiano toscano i Malvasia. Dziś powstaje w wielu włoskich regionach. Winogrona suszy się, aż na podobieństwo rodzynek, pomarszczą się i zbrązowieją. Trwa to zazwyczaj do grudnia. Niegdyś jagody rozkładano na słomianych matach, dziś kiście rozwiesza się na przewiewnych poddaszach, gdzie w naturalny sposób temperaturę podnosi słońce. Podczas tłoczenia otrzymuje się gęsty, słodki i dość mocno nasycony alkoholem trunek. Ale to dopiero początek procesu tworzenia Vin Santo, które zlewa się do 100-litrowych dębowych beczek nazywanych caratelli i pozostawia na strychach, żeby działały na nie zmieniające się temperatury, wilgoć i słońce. Winiarzowi pracy pozostaje wprawdzie niewiele, ale musi uzbroić się w cierpliwość i czekać aż wino dojrzeje. Bagatela, od 3 do 10 lat. Do tego czekać z niepokojem, bo w zależności od warunków, które są zrządzeniem nieba, otrzyma albo słodkie, albo - co także się zdarza - niemal wytrawne wino. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, do butelek trafi gęsty trunek o bursztynowo brunatnej barwie. I bukiecie przesyconym nutami orzechów, moreli, miodu i kwiatów. Jeśli zaś wino wykonano z Sangiovese (przynajmniej w 50%), co czynią niektórzy winiarze z Chianti, a także śliwek, karmelu i wiśni barwa będzie pomarańczowo czerwona, a na etykiecie pojawi się sformułowanie Occhio di Pernice, co znaczy dosłownie oko kuropatwy. Co się tyczy świętości Vin Santo to nazwa utarła się gdzieś w XIV wieku, a jej genezę przestawiają różne anegdoty. Jedna z nich głosi, że gdy uraczono przybyłych na synod biskupów rzeczonym winem, któryś z Greków porównał je do znanego sobie Xantos. Kto nie dosłyszy, ten zmyśli - Włosi zrozumieli „Santo”, i tak już zostało.

INFO
www.stradedeivini.it

Paweł Wroński