Amarylis w roli głównej

Drukuj
zdj. living4media/Free
Niezwykłą dekorację domu na Święta możemy wykonać z kilku kwiatów amarylisa. Ale nie wstawiajmy ich do wazonu. To nudne.

W domu mojej babci zawsze stały na parapetach doniczki z amarylisami. Wtedy nie wiedziałam, że można je tak pięknie nazywać. Babcia mówiła o nich po prostu cebule. Część z nich zakwitała na Boże Narodzenie, a część dopiero na Wielkanoc.

Dzięki temu, że amarylisy mają wyjątkowo trwałe, ogromne kwiaty, są bardzo często wykorzystywane do dekoracji. Te śnieżnobiałe i czerwone znakomicie pasują do zimowych kompozycji i nastroju Świąt.

Z dużej cebuli amarylisa wyrasta gruba i pusta w środku łodyga, zwieńczona kilkoma pąkami kwiatów. W kwiaciarniach możemy je kupić jako popularne kwiaty cięte. Wybierajmy te o lekko rozchylonych pąkach, a będą jeszcze bardzo długo kwitły, nawet przez 2-3 tygodnie.

Do wykonania nietypowej i efektownej dekoracji będziemy potrzebowali kilku kwiatów amarylisa i ozdobnego, mocnego sznureczka.

Najpierw kwiaty wstawmy do głębokiego wazonu z wodą i pozwólmy im przez kilka godzin dobrze się napić. Następie każdą łodygę trzeba podciąć równiutko, bardzo ostrym nożem. Kocówkę łodygi owińmy dookoła sznureczkiem, bo łatwo się rozdwaja i pęka. Następnie przywiążmy sznurek do łodygi i powieśmy na nim kwiaty „głową w dół. Teraz delikatnie nalejmy wodę do wnętrza łodygi i gotowe. Musimy tylko codziennie uzupełniać wypitą część wody. Kwiaty będą w ten sposób równie długo stały, a właściwie wisiały, jak te wstawione normalnie do wazonu.

Wiszące kwiaty ładnie wyglądają jako ozdoba żyrandola, uzupełnienie innych dekoracji świątecznych. Można je także umieścić przy ścianie lub w oknie.

Dla porządku muszę tylko nadmienić, że prawidłowa, botaniczna nazwa rośliny nazywanej popularnie (i jak ładnie!) amarylisem to hippeastrum, a po polsku – zwartnica.

Ula Zaborowska