Czekając na tegoroczną śliwowicę

Drukuj
zdj. archiwum prywatne
Rozmowa z Krzysztofem Maurerem, sadownikiem i producentem przetworów owocowych z Łącka.

- Który ze swoich wyrobów lubi Pan najbardziej?

- Jestem staroświecki, lubię śliwowicę.

- Ale którą konkretnie śliwowicę Pan lubi? Bo ma Pan w swojej manufakturze śliwki w wielu odmianach procentowych.

- To prawda. Mam nawet śliwki stuprocentowe, czyli czysty sok z łąckich śliwek. A z tych śliwek z procentami alkoholowymi to mamy śliwowicę 50-cio i 70-cio procentową.

- Która lepsza?

- To zależy do czego. Do herbatki 70%, a do degustacji 50. Tak ja bym robił. Ale nie tylko śliwowicę mam. Ostatnio tu, w zacnej kompani, degustowaliśmy jabłkowicę z miętą. Dobra jest.

- No i legalna! To ogromny postęp. Gratuluję.

- Łatwo nie było. Legalną śliwowicę produkuję dopiero od zeszłego roku. Załatwiania było parę lat.

- Bo soki zaczął Pan tłoczyć tradycyjną metodą już wiele lat temu?

- Tak, pierwszą tłocznię uruchomiliśmy w 2002 roku.

- To był hit. Pańskie soki owocowe szybko podbiły Polskę. Na początku można je było kupić tylko w sklepach eko a teraz są już wszędzie.

- Świadomość konsumentów szybko wzrasta, ludzie szukają produktów ekologicznych i coraz więcej sadowników decyduje się na taka produkcję. Ja odziedziczyłem sad po dziadku i po ojcu. Ale oni prowadzili uprawę intensywną a ja postawiłem na ekologię. Pewnie by się martwili, że ten sad taki brzydki…

- Ale owoce jakie pyszne!

- To prawda ale jest z nimi dużo pracy. Do upraw ekologicznych trzeba mieć serce i wiedzę. Na przykład  nie wszystkie odmiany się nadają. Trzeba też mieć pokorę. W tym roku był wspaniały urodzaj na śliwki. Takiego tutaj, w okolicy Łącka, nie mieliśmy od 5-10 lat. Ale przy uprawie ekologicznej wiadomo, że drzewa w przyszłym roku tak nie obrodzą. Jabłonie rodzą lepiej i gorzej co drugi rok, na przemian. Jest rok urodzaju, a następny, to rok kiedy drzewa tak jakby odpoczywają. Trzeba umieć się z tym pogodzić, jakoś to kalkulować.

- Czy ma Pan największe sady w okolicy?

- Nie. Zajmuję się nie tylko uprawą ale też przetwórstwem. Skupuję owoce także od sąsiadów zrzeszonych w stowarzyszeniu Łącka Droga Owocowa. Ciągle poszerzam asortyment. Mam kilkanaście rodzajów owocowych okowit, mam wspaniały cydr - Jabcok, lekki napój alkoholowy z naturalna zwartością CO2. Znakomity na letnie upały. A już za kilka dni będzie pierwsza tegoroczna śliwowica. I dobrze, bo z zeszłorocznej nic już nie zostało.

- I cały czas ma Pan też legendarne już soki. Jaka jest ich tajemnica?

- Nie ma tu żadnych tajemnic. Bierzemy jabłko i wyciskamy sok. I – to bardzo ważne – nie robimy nic więcej. Niczego nie dodajemy. Ale jabłka muszą być te najlepsze, nasze, łąckie.

- Dziękuję za rozmowę i za to, że dzięki Panu i takim ludziom jak Pan rozwija się moda na polskie, zdrowe, naturalne produkty. Możemy być z nich dumni.

- I ja dziękuję. Niech Pani wpadnie na coś dobrego. Kobiety – nie wiem czemu - śliwowicy nie lubią. Wolą malinowicę i porzeczkowicę. Ponoć mam niezgorsze.

- Z pewnością są świetne. Jak wszystkie Pana produkty. Dziękuję za zaproszenie.

Monika Węgrzyn