Aldo kroi sery

Drukuj
zdj. Paweł Wroński
Campologno Maggiore ma się tak do Wenecji jak powiedzmy Falenica do Warszawy. A jednak łatwiej tu odnaleźć klimat Włoch niż w Wenecji. Trzeba tylko tu trafić...

Jest to przedmieście złożone z kilkunastu miejscowości. W każdej są rozproszone domy otoczone ogródkami. Cennych natomiast zabytków czy innych atrakcji w Campologno Maggiore jest tak niewiele, że turysta może trafić tam jedynie przez przypadek. Albo odwiedzając kogoś znajomego, gdyż mieszka się tam nader przyjemnie. W niewielkim, a jednak wystarczającym dla zachowania spokoju, oddaleniu od gwaru wiecznego miasta. Jak również w niewielkiej odległości od popularnych plaż Sottomoriny, rozciągających się w południowo zachodniej części weneckiej laguny. W tych okolicznościach łatwo odnaleźć tę przyjemną stronę Włoch, którą w skomercjalizowanej do granic wytrzymałości Wenecji coraz częściej trudno dostrzec. Oto zwykły sklep, supermarket, ale nie należący do żadnej sieci, w Liettoli. Prowadzony jest przez rodzinę Merrchiorre. Mamma za kasą, papà wśród wędlin. Dwóch synów i dwie córki we wszystkich innych koniecznych rolach - zaopatrzeniowców, sprzedawców, etc. Jednak miejscem, które najmocniej zapada w pamięć jest stoisko z serami. Rządzi nim niepodzielnie Aldo. Senior rodu i mistrz w swoim fachu. Nikt bowiem nie potrafi tak jak on kroić serów. Z wielkich kręgów, dokładnie, niemal co do grama, Aldo odcina kawałek na życzenie klienta. Wysiłek jaki temu towarzyszy rysuje się wyraźnie na jego twarzy. Koncentracja na zadaniu nie przeszkadza mu jednak w zabawianiu klientów rozmową, częstowaniu kawałkami innych serów, do których kupienia zachęca, a wreszcie złożeniu życzeń... Miłego spaceru! Jak odpowiada z uśmiechem na podziękowanie i deklarację, że się klient jeszcze po sklepie rozejrzy. I chociaż mercato Maxi to nowoczesny sklep, panuje w nim wciąż atmosfera prowincjonalnego targowiska, na którym kontakt sprzedawców z klientami nie jest zimny i anonimowy.

Paweł Wroński