Pischinger - najlepsze wafle świata

Drukuj
zdj. shutterstock
Niektórzy mówią „andruty”, niektórzy po prostu „wafle”, jeszcze inni – „pischinger”. A chodzi o znany każdemu torcik: wafle przekładane słodką masą. Wydawałoby się – rzecz banalna.

Rzeczywiście nic w tym skomplikowanego, ale żeby tak pyszny banał wymyślić, trzeba geniusza.

Autorem smakołyku jest Oskar Pischinger, syn pierwszego właściciela wiedeńskiej firmy cukierniczej, Leopolda. Właściwie pomysł na torcik „chodził” za Oskarem od dawna, ale jakoś nie miał śmiałości go zrealizować, bał się, że może za mało to wyszukane... W końcu (był rok 1881) jednak się zdecydował. Podobno po pierwszym kawałku był zadowolony, po drugim zachwycony, przy trzecim wiedział już dobrze, że ten deser przyniesie mu sławę. I tak się rzeczywiście stało. Klienci natychmiast torcik pokochali. I choć receptura tego prawdziwego wiedeńskiego pischingera pozostaje tajemnicą, wariacji na temat wafelków jest bardzom wiele. Niektórzy robią masę wyłącznie czekoladową, inni dodają orzechy czy wiórki kokosowe, są tacy, którzy najbardziej lubią kajmak albo kajmak z czekoladą. W każdym razie przygotowanie torcika to chwilka, w dodatku naprawdę trzeba się postarać, żeby nie wyszło...

Rodzajem pischingera jest też nasz torcik wedlowski czy wafelki Prince Polo. Ale podobno najlepsze polskie andruty robiła rodzina Wilderów. Mieli oni w Suchej Beskidzkiej restaurację na dworcu. Podróżni, którzy dobrze wiedzieli, jakie smakołyki w niej sprzedają, korzystając z postoju pociągu, od razu ustawiali się w długiej kolejce. Ale większą sławę niż rodzice cukiernicy zdobył ich syn. Wyjechał najpierw do Wiednia, potem do Berlina, a w końcu, po dojściu Hitlera do władzy, do Stanów. A tam zaczął robić filmy... Pamiętacie „Pół żartem poł serio”? Billy Wilder jako mały chłopak sprzedawał pischingery w dworcowej restauracji!

Redakcja