Burgos na czarno

Drukuj
200 km na północ od Madrytu leży miasto Burgos, malowniczo położone nad rzeką Arlanzón. Zatrzymałam się w nim kiedyś po drodze do San Sebastian i właśnie tam dane mi było spróbować najwspanialszego boudin noir, jaki kiedykolwiek jadłam.

Zaskoczenie było tym większe, że do tej pory wydawało mi się, że Hiszpanie nie lubią słodkich wędlin jednak to, co wylądowało na moim talerzu nie było daniem hiszpańskim. Niezwykle silne wpływy mauretańskie sprawiły, że w cienkim jelicie poza podstawowymi składnikami, czyli krwią i podrobami, znalazła się też nieprawdopodobna ilość słodkiej cebuli przyprawionej migdałami, kuminem i cynamonem. Wrażenie totalnej egzotyki potęgował niecodzienny sposób podania potrawy. Czarne jelito podawane jest tam na czarnych, gorących węglach, na których na czarno pęka i wszystko wokół nagle zostaje natychmiast przesycone czernią absolutną, matką wszystkich czerni. Do tego genialne, mocne wina z Aranda de Duero i osiągamy najniższy poziom piekła, będący najwyższym poziomem kulinarnego wtajemniczenia. Cudowne doświadczenie. Kilka lat później kosztowałam boudin w Brukseli. Tamtejsza, walońska potrawa zdecydowanie bardziej przypomina polską kaszankę. Jest nawet podobna w smaku i choć wzorem lokalnej sztuki kulinarnej dodaje się do niej kwaśne jabłka, to znów wyczułam w niej mocne wpływy orientalne.

Magda Gessler