Kliper w Trzęsaczu

Drukuj
zdj. M. Musidłowska
Szef kuchni poleca: jesiotr w śmietanowym sosie z grzybami leśnymi, purée ziemniaczanym z roztopionym niebieskim serem, czerwoną cebulą pieczoną z ziołami i tempurą z rozmarynu za 42 zł i łosoś w sosie cytrynowym z pieczonymi ziemniakami i surówką, za 35 zł… Wielkie porcje i bardzo barokowo udekorowane, ale tak smaczne, że aż wybrałam się do kuchni w poszukiwaniu autora.

Trzęsacz, mała nadmorska osada na północno- zachodnim krańcu Polski, szczyci się nowoczesną platformą widokową i ruinami kościoła, który już prawie całkowicie osunął się do morza. Kościół postawiony w XIV wieku na środku wsi, został niemal  zupełnie zjedzony przez morze podmywające klif. Ruiny świątyni wiszą nad urwiskiem. Podobno są jedyną tego typu atrakcją metafizyczno-turystyczną w Europie.
Kościół i platforma znajdują się przy pierwszym zejściu do morza w Trzęsaczu, zaś vis a vis drugiego zejścia jest pensjonat Kliper. Tutejsze jedzenie plasuje się, moim zdaniem, na wysokim drugim miejscu w rankingu największych atrakcji Trzęsacza: za wiszącym kościołem, a przed platformą widokową.
Trafiłyśmy tu z mamą przejazdem.  W drodze na wczasy w Międzywodziu, trochę zgłodniałyśmy i  zatrzymałyśmy się przypadkiem pod pensjonatem Kliper. Kierował nami brzuch. Usiadłyśmy na tarasie, dostałyśmy menu i kocyki… Zupełnie nie wiedziałyśmy co wybrać z bogatej rybnej karty więc zdałyśmy się na sympatyczną kelnerkę. Mi poleciła specjalność szefa kuchni a mamie łososia w cytrynowym sosie. Obie byłyśmy pełne wątpliwości, czy  na tym autentycznym końcu świata, latem okupowanym  przez rodziny z małymi dziećmi, dostaniemy coś jadalnego...  Kiedy zobaczyłam na talerzu niepokojącą  konstrukcję maźniętą dookoła czymś fioletowym, składającą się z ziemniaków owiniętych wstążką karmelizowanej marchwi  i ryby okręconej szarfą  smażonego pora pomyślałam, że mam przed sobą  kapelusz z Ascot. Ekstrawagancki i… zapewne niejadalny.  Nieufnie dziobnęłam widelcem ziemniaki, które ku mojemu zdziwieniu okazały się delikatne, kojące i  nieoczywiste. Puszyste, słodkawe i łagodne, utarte na krem z masłem i mlekiem, jak te, które robił tata - najlepsze. Tyle, że purée które miałam przed sobą nie było ziemniaczkami od tatusia. Warstwa roztopionego sera blue dodawała im sensualnej drapieżności.  W tym zestawie ostrości z łagodnością, wstążka karmelizowanej marchwi nabierała zupełnie innego znaczenia. Już nie chodziło o element dekoracyjny, tylko o słodycz i jędrność. Prawdę mówiąc puree z Klipera było idealne i postawiło bardzo wysoką poprzeczkę rybie. Solidne dzwonko  upieczonego w punkt, białego, delikatnego i jędrnego mięsa wygrzewało się pod pierzynką aksamitnego sosu z leśnych grzybów. Fru fru z pora, podobnie jak wstążka z marchwi na ziemniakach, nie było tu ot tak… Podkręcało smak białego mięsa.  Podobnie jak sitowie z usmażonego w tempurze rozmarynu. Aromatyczny drobiażdżek, intensywny ale bez przesady, chrupiący i kruchy. Pierwszy raz w życiu chciałam prosić o dokładkę garni.

Kiedy spróbowałam równie barokowo podanego łososia w cytrynowym sosie zamówionego przez mamę oraz spałaszowałam nie mające sobie równych surówki,  postanowiłam poznać kucharza. Było mi wszystko jedno, czy jest kobietą czy mężczyzną. Pierwszy raz mój kulinarny nos mnie zmylił. Do tej pory zawsze, kiedy forma epatowała przesadą, treść była wątpliwej jakości. Tym razem było inaczej. Dania były genialne i smakowo w punkt!

Sprytnie ominęłam wnyki zastawione przez kelnerki (skądinąd przemiłe), przedarłam się sposobem przez  zasieki zbudowane przez przeuroczą właścicielkę (proszę nie wchodzić do kuchni my tu przestrzegamy HCCP!) i oczom moim ukazała się kuchnia bez jednego produktu z tych przeznaczonych do masowej konsumpcji w miejscowościach letniskowych oraz jej szef, jakby żywcem wyjęty z filmów Wernera Herzoga.
Orgia smaków w Kliperze to zasługa kucharza Zygmunta Ławruszko, który niestety jest w Trzęsaczu przejazdem. Trafił tu miedzy szefowaniem w Las Vegas a posadą u szejka. Na stałe mieszka w Stanach. Wyemigrował z Polski jako dwudziestolatek i  w swojej kucharskiej karierze przeszedł już  wszystkie stopnie wtajemniczenia. W Kliperze będzie pracował do 10 września, kiedy to zamyka się ten nadmorski kurort i wszystkie w nim restauracje. Ja mam tylko nadzieję, że szef Ławruszko zostawi po sobie  godnego, dobrze wyszkolonego następcę i w przyszłym roku będzie można w Trzęsaczu zjeść równie genialne jedzenie co latem anno domini 2014.

Maryla Musidłowska

Kliper, ul. Łąkowa 3, 72-344 Trzęsacz.

Można płacić karta. Dostępne dla niepełnosprawnych.