Plantacja nieziemskich muszelek

Drukuj
W hiszpańskiej Galicji, w restauracji Dos Islas, przeżyłam jedną z najbardziej zjawiskowych przygód kulinarnych. Sama restauracja nie należy do najpiękniejszych, choć jest malowniczo wysunięta w morze.

Właściciele większości restauracji w tym miejscu są w posiadaniu tzw. „plantacji owoców morza”, na których dosłownie „uprawiają” ostrygi, małże, omułki, sercówki i całe mnóstwo innych pyszności. Plantacje podzielone są na platformy i na każdej z nich hoduje się inną muszelkę, inne morskie zwierzę. Właścicielka restauracji osobiście oczyściła dla nas vongole i sercówki z wodorostów i już po chwili wylądowały na naszych talerzach. Mniejsze muszelki potraktowane były przez chwilę gorącą parą, większe wrzucone na mgnienie oka na ruszt. Do tego odrobina soli, nawet bez cytryny. To były najlepsze sercówki, jakie jadłam w życiu, aż słodkie od dobroci, pod językiem tryskały jak kołduny. Pyszne, świeże, nieziemskie. Z własnej uprawy. Kto by pomyślał, że muszelki można uprawiać. Za namową właścicielki obejrzałam tę hodowlę i dowiedziałam się ile jest warta. Okazało się, że ten niecały metr kwadratowy morza kosztuje... trzysta tysięcy euro a właścicielka Dos Islas ma takich upraw kilka. Byłam oszołomiona. Restauratorka powiedziała, że te uprawy owoców morza są dla niej i okolicznych hodowców cudowną gwarancją dobrego życia.

Magda Gessler